środa, 21 maja 2014

Sądu Ostatecznego Dzień Siódmy

Przed polskim nie denerwowałam się w ogóle, co biorąc pod uwagę poziom stresu podczas poprzednich matur stanowiło dość duże, by nie rzec ogromne zaskoczenie. Na miejsce oczywiście przybyłam zbyt wcześnie, w rezultacie przez czterdzieści minut czytałam "Dumę i Uprzedzenie", początkowo w przejściu między halą sportową, a budynkiem szkoły, później przed salą egzaminacyjną. Zmiana lokalizacji nie wyszła mi na dobre, przed salą na wyniki swego przemówienia czatował kolega, który chodził i wzdychał, chodził i wzdychał, chodził i wzdychał... I czynił to tak głośno, że w kółko czytałam to samo zdanie. W dodatku przez to jego wzdychanie zaczęłam się stresować.
Jedno spojrzenie na komisję utwierdziło mnie w przekonaniu, że zbyt dobrze nie będzie. Wystartowałam niefortunnie, a więc wyjściem na korytarz po dowód, którego naturalnie zapomniała wziąć ze sobą. Parę zająknięć zaliczyłam, jednak do końca w miarę szczęśliwie dobrnęłam. Pytania skomplikowane nie były, dwa na interpretację cytatu, jedno o genezę tytułu. Mimo to straciłam gdzieś w trakcie dwa punkty zdając tym samym maturę ustną z całkiem mnie satysfakcjonującym wynikiem 90%. Przyszło mi na myśl, że jednak lepiej rozmawiało mi się wczoraj po angielsku, niż dziś po polsku.
Na zakończenie cytat z przemówienia mojej przyjaciółki: "Nie wahali się oddać życia, mimo iż byli świadomi, że przypłacą to śmiercią".

Tym oto żmudnym sposobem potwór maturalny został pokonany. Mam nadzieję, że na zawsze, a nie tylko do przyszłego roku, albo sierpnia...


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Wszelkie linki i powiadomienia kierować należy do zakładki "Skrzynka Kontaktowa". Dziękuję :)