środa, 7 maja 2014

Sądu Ostatecznego Dzień Trzeci


Chciałam, żeby zaczynało się czymś optymistycznym, ale uchowaj Boże od kolejnego takiego dnia. O ile wczoraj byłam zmęczona matematyką, tak po dzisiejszych angielskich padam. Dom opuściłam ok. 8.00, wróciłam o 18.30...
Podstawa nie stanowiła problemu, pomijając fanaberie głośników, przez które rozbrzmiewać miała słuchanka. Przytrafiły mi się dość szczęśliwe tematy w części przeznaczonej na twórczość własną, fragmenty czytelnicze okazały się odpowiednio nudne, słuchanki wystarczająco ciekawe... Chyba zdam.
Ciekawie zaczęło robić się przed rozszerzeniem. Przede wszystkim ogłuszyła mnie informacja, iż rozszerzenie składa się z dwóch części, między którymi nieszczęśni maturzyści dysponują półgodzinną przerwą. Półgodzinną w teorii, w praktyce bowiem było tego raptem 15 minut, jeśli ktoś finiszował z rozprawką (pardon, twórczością własną - niektórzy desperaci chwytali się opowiadania, bo recenzji u nas chyba nikt) w ciągu ostatnich pięciu minut.
Jak można było się spodziewać, arkusz był masakryczny. Po konsultacji z resztą biedaków dowiedziałam się, iż z transformacji mam co najmniej pół punktu. Zatrważająca ilość... Naturalnie nie sprawdziły się przewidywania nauczyciela od angielskiego, że tegoroczna rozprawka dotyczyć będzie ekologii tudzież Ukrainy. Nie. Wady i zalety zakazu prowadzenia samochodu przez rok po uzyskaniu prawa jazdy bez nadzoru doświadczonego kierowcy. Łatwizna... O ile się wie, jak jest po angielsku prawo jazdy i doświadczony kierowca. Na szczęście wiedziałam. Za to musiał się nakombinować, jak nie wykroczyć poza limit słów. I tak poniżej 270 nie udało mi się skrócić.
Przerwa, ciąg dalszy.
Część druga była jeszcze gorsza od poprzedniej, choć może miało to związek z moją niedyspozycją umysłową. Po dziewięciu godzinach na nogach człowiek zaczyna jednak mieć pewne problemy z koncentracją. Będąc szczerą, ok. 70% odpowiedzi strzelałam. No, może nie do końca, teksty przeczytałam i starałam się myśleć, ale i tak uważam, że było to bliższe strzelaniu niż czemukolwiek innemu.
Na busa zmuszona byłam czekać 40 minut, do domu powróciłam akurat w odpowiednim momencie, by rodzice poniechali zamiaru zawiadamiania policji o mym zaginięciu. Cóż, żadne z nas nie spodziewało się, iż rozszerzenie trwać będzie prawie 4 godziny. A komórki oczywiście na egzamin wnieść nie można...
Do poniedziałku potwór maturalny z głowy.

2 komentarze:

  1. Właśnie zastanawiałam się co tak późno. byłam bardzo ciekawa twojego "raportu" na temat angielskiego. Jakie jeszcze przedmioty zdajesz? (jeżeli oczywiście mogę zapytać). Ja akurat jestem noga z języków - nawet z polskiego ;) Głównie dlatego że nie znoszę zasad. To ma być przez "u" a to przez "ó" i nie dyskutuj. Z matematyką jest łatwiej bo wszystko jest logicznie wyjaśnione oparte na czymś. Może i coś tam wymamrocze ale na poziomie "kali być, kali umieć". I jeszcze dzisiejsze szkoły nie potrafią uczyć języków. Najpierw są słówka łatwe takie dla dzieci a potem wychodzą z gramatyką ni stąd ni z owont. A to głównie chodzi o pisownie na testach, a mówić? Niewielu jest nauczycieli którzy potrafią nauczyć mówić po ang. Ja do końcówki gimnazjum "comfortable" mówiłam " com-for-table"- właź na stół ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zmęczenie jeszcze dzisiaj odsypiałam, a pytać można ;) Zdaję jeszcze biologię i chemię, w poniedziałek i piątek. No i oczywiście ustny polski i angielski, za dwa tygodnie.
      To ciekawe, że nie znosisz zasad, a lubisz matematykę. Tam rządzą jeszcze dziwniejsze reguły, szczególnie, gdy przyjdzie do figur przestrzennych i kątów między ścianami bocznymi, podstawą, a czymś tam itp. - ten kąt masz zaznaczyć do wysokości, tamten do promienia, a zanim narysujesz ten, to poprowadź przekątną tam, tam i jeszcze tam. I właściwie do dziś nie widzę żadnej logiki w jednym z tych kątów, chyba brzmiało to jak: kąt między przekątna ściany bocznej, a ścianą...
      No, co do mówienia po angielsku, to istotnie jest tragedia narodowa. Wszystko przez to, że nie ma z kim i gdzie rozmawiać. Jedyna szansa, to właśnie szkoła, bo tylko tam można spotkać kogoś, kto w ogóle ma o angielskim jakieś pojęcie. chyba, iż ktoś ma szczęśliwie wśród rodziny/znajomych jakiegoś językowego zapaleńca, który akurat cierpi na brak zajęcia. Ale, jak powszechnie wiadomo, w szkole można sobie co najwyżej popisać zdania...
      Co się tyczy właź-na-stół, u nas połowa klasy dopiero w tym roku dowiedziała się, że wymawia to słowo niewłaściwie :D

      Usuń

Wszelkie linki i powiadomienia kierować należy do zakładki "Skrzynka Kontaktowa". Dziękuję :)