piątek, 8 sierpnia 2014

W pół drogi do sukcesu


Nadszedł wreszcie ten smutny dzień, który wytargowałam sobie w okienku WORDu jako dzień pierwszego egzaminu teoretycznego.
Zasadniczą kwestią, która nie dawała mi spokoju była niemożność odnalezienia sali egzaminacyjnej. W części gmachu mi dostępnej nigdzie nie mogłam natrafić na odpowiednie drzwi, do dalszej dostępu wzbraniał bardzo ponury osobnik, prawdopodobnie ochroniarz. Niespokojnie siedziałam w hallu, gdy głos z głośnika oznajmił, że zaprasza na egzamin teoretyczny o godzinie XX.XX.
Na ten dźwięk z foteli poderwała się rzesza zdenerwowanych ludzi i popędziła do wspomnianego wcześniej ponurego osobnika. Osobnik do dalszej części budynku wpuszczał pojedynczo, konfiskując uprzednio dowód osobisty w celu potwierdzenia tożsamości. Znajdowałam się gdzieś w środku tłumu, toteż na miejsce przeznaczenia dotarłam śladem innych nieszczęśników. Czekaliśmy jeszcze 5 minut pod salą egzaminacyjną, która nawiasem mówiąc dała się odnaleźć bez większych problemów, aż nagle drzwi stanęły otworem.
Procedura jest bardzo prosta. Wchodzimy, torebki/plecaki/kurtki/różne inne rzeczy zostawiamy na stole w końcu sali, po czym z dowodem osobistym w dłoni czekamy, aż osoba nadzorująca egzamin wyczyta nasze nazwisko. Wówczas poddajemy się identyfikacji i uzyskujemy informację, które stanowisko zajmujemy. Ja otrzymałam szczęśliwą szóstkę, mój licealny numer z dziennika.
Co najbardziej mi się podobało to fakt, że zamiast okropnego, prostokątnego przyrządu z przyciskami jak na zdjęciu na górze, na stanowisku zastałam starą, dobra w pełni mi znaną myszkę. Okazało się także, że ekran jest dotykowy. To również mi się podobało, dopóki nie odkryłam, że drżenie rąk uniemożliwia mi celowanie w przyciski. Czas na decyzję, w jaki sposób rozwiązywać test, mieliśmy podczas testu próbnego, który trwał 7 pytań. Postanowiłam posłużyć się myszką.
Interfejs był bardzo podobny do tego, do którego przywykłam podczas zmagań z testami z płyty, więc czułam się niemal jak przy własnym laptopie. Pomijając wielkość ekranu i jego dziwny kąt nachylenia.
Już pierwsze pytanie przypadło mi do gustu. Było proste, nieskomplikowane i oczywiste. Zachęcona, nie czekałam na upływ czasu i przeszłam do kolejnego.
Mniej więcej w ten sposób rozwiązałam wszystkie pytania egzaminacyjne, dłuższą chwilę zastanawiając się jedynie nad dokumentem niezbędnym do prowadzenia zarejestrowanego za granicą pojazdu, którego nie jest się właścicielem. Wbrew oczekiwaniom nie były okropne, wręcz przeciwnie, wszystkie albo podobne, albo żywcem wzięte z mojej płyty (polecam, bo bardzo przydatna ;] ):


Z niecierpliwością czekałam, aż upłynie to 40 sekund przeznaczonych na odpowiedź w ostatnim pytaniu. Jakoś nie miałam odwagi wcisnąć "Zakończ egzamin"...
Okazało się, że zakończyłam egzamin jak nieodrodna córka własnych rodziców - w pięć minut, z wynikiem pozytywnym.

4 komentarze:

  1. Moje gratulacje! Wcale nie dziwię się, że się tak denerwowałaś, ja pewnie zareagowałabym dokładnie tak samo. To już połowa drogi za Tobą ;)

    Pozdrawiam i przepraszam, że tak długo mnie tu nie było ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję :) Rzeczywiście, połowa drogi, zastanawiam się tylko, czy ta gorsza, czy może łatwiejsza ;)
      Tak między nami, mnie też już kawał czasu nie było na żadnym blogu :D

      Usuń
  2. Gratulacje! Mam nadzieję, że tak samo pójdzie ci część praktyczna. Ja mam za sobą dopiero 8h jazd. Mam taką samą płytkę ;) tyle że jeszcze nie udało mi się na niej zdać. zawsze potykam się na tych pytaniach za 3 pkt.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Poszła tak samo ;) Co do testów, u mnie na początku było dokładnie to samo, aż zaczęłam wątpić, że kiedykolwiek zdam. Zaczęło mi się wieść dopiero, gdy już miałam za sobą ponad 20 godzin jazd. Wtedy ma się większe rozeznanie w sytuacjach na drodze i pytania wydają się proste, tak więc proponuję, żebyś na razie odłożyła płytę na bok :D
      Powodzenia na kursie :)

      Usuń

Wszelkie linki i powiadomienia kierować należy do zakładki "Skrzynka Kontaktowa". Dziękuję :)