poniedziałek, 6 stycznia 2014

Introit


Chodź, człowieku, coś ci powiem
Chodźcie wszystkie stany
Kolorowi, czarni, biali (...)
Introit (Pieśń na wejście)

Jednym z moich większych marzeń, które nawiedzało mnie systematycznie przez ostatnich parę lat było posiadanie własnego bloga.
Ta natrętna myśl o stworzeniu czegoś własnego zalęgła się we mnie, kiedy moja internetowa przyjaciółka Marika bez reszty oddała się pisaniu opowiadania o tematyce potterowskiej, a konkretnie zaczęła w pocie czoła spisywać historię miłości rodziców młodego czarodzieja. Pozazdrościłam jej i jakiś czas później także wzięłam się do pisania. Dla odmiany uczepiłam się biednego Freda i jego tragicznej śmierci pod gruzem, w wyniku czego bliźniak George'a dostał od losu niepowtarzalną szansę powrotu z zaświatów, naturalnie obciążoną licznymi warunkami oraz (jakżeby inaczej) nieprzyjemnościami. W skład nieprzyjemności wchodziła m.in. drobna, wyjątkowo upierdliwa szatynka, jego towarzyszka w wypełnianiu dziwacznych zadań, za które nagrodą był właśnie wyżej wspomniany powrót... Moje marzenie w pewnym stopniu uległo spełnieniu, jednak po ok. trzech rozdziałach opowiadanie umarło śmiercią naturalną, a kiedy znów naszła mnie wena do jego tworzenia okazało się, że troskliwy onet zdążył już usunąć mojego bloga. Tym sposobem wróciłam do punktu wyjścia.
Drugi raz w blogowanie znów dałam się wciągnąć przyjaciółce, tym razem jak najbardziej realnej. Prowadziłyśmy bloga z opowiadaniami fanfiction, konkretnie związane to było z japońskimi tworami animowanymi. Szło nam całkiem nieźle, dorobiłyśmy się nawet czytelnika. Historia tego bloga obfitowała w różnorodne wzloty i upadki, przy czym tych ostatnich było zdecydowanie więcej, zakończyła się moim z bloga odejściem. Stało się to, ponieważ sprawy prywatne i sprawy szkolne nie tylko doszczętnie wybiły mi z głowy wszelkie anime, ale również zaszczepiły do nich żywą niechęć, a, jak powszechnie wiadomo, nie sposób pisać o czymś, czego się nie cierpi. Wraz z sympatią do anime czasowo straciłam także przyjaciółkę.
Kolejne próby stworzenia bloga były tak tragiczne, że pominę je milczeniem.
Właściwie za każdym razem zabrakło mi jednego - cierpliwości. Nie ukrywam, cierpliwość u mnie to niemal ostatnia cecha, tak samo z resztą jak pracowitość. Niestety szybko się zniechęcam, co również zbytnio nie pomaga... Teraz będzie mi o tyle łatwiej, że tym razem nie będzie to blog-niekończącasięopowieść z jakimś nieprzyzwoicie długim opowiadaniem (w planach rzecz jasna, bo jak to w naturze wychodzi to różnie bywa), gdzie wystarczy utknąć w jednym momencie, żeby wszystko się posypało...
Cóż, postaram się, żeby tym razem było inaczej i może tego bloga uda mi się utrzymać.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Wszelkie linki i powiadomienia kierować należy do zakładki "Skrzynka Kontaktowa". Dziękuję :)