czwartek, 17 lipca 2014

Akcja rekrutacja


Dziś miało nastąpić ogłoszenie wyników I tury rekrutacji na moje studia. Ze zrozumiałych zatem względów od rana okupowałam komputer.
Okupację rozpoczęłam niemal od razu po przebudzeniu, ok. 8.10, a zakończyła się ona równie szybko, co zaczęła. Czekał mnie tego dnia rodzinny wyjazd na zakupy, który z przyczyn niezbadanych przesunięty został na 9.00.
W czasie tejże rekordowo krótkiej okupacji udało mi się zdobyć kilka istotnych informacji: ogłoszenie, kto został przyjęty, odbywa się poprzez publikację na stronie uczelni listy, a nie po Bożemu, poprzez wyświetlenie informacji na profilu potencjalnego studenta; publikacja listy nastąpić ma do godziny 15.00; gdyby ktoś nie posiadał internetu, lista wisi także gdzieś w gmachu uczelni.
Od razu skojarzyło mi się to z moim liceum. Wszelakie listy: pierwszych klas, fakultetów, grup na język angielski/ francuski/niemiecki/rosyjski, rozpiska kto w której sali zdaje maturę, zawsze wywieszone były na drzwiach wejściowych. Wyjątki stanowiły listy z grupami na W-F - tych szukać należało w pokoju nauczycieli tego przedmiotu (przy czym nigdy w historii nie zdarzyło się, by któryś z uczniów wpadł na ten pomysł sam) oraz lista zastępstw wywieszana regularnie na tabliczce korkowej koło męskiego WC. Wielką osobliwością były również listy wpłat na ksero wiszące na ścianie w pokoju Pana Ksero (osobnika obsługującego wspomniane urządzenie, którego imienia nikt nigdy nie poznał) w tłustych latach szkoły, przypięte zapewne po wewnętrznej stronie drzwi szafki pani z sekretariatu w latach chudych. Listy wszelakich składek na oczy widywała jedynie pani z sekretariatu.
Średnio pół roku zajmowało wywiedzenie się, gdzie czego szukać należy.
Do domu dotarłam przed 13. Metoda sprawdzania co 20 minut, czy tajemnicze osobistości odpowiedzialne za publikacje listy przyjętych na studia nie zlitowały się przypadkiem wydała mi się od pierwszej chwili nader właściwa. Tajemnicze osobistości, ochrzczone przeze mnie mianem pań z dziekanatu, nie litowały się przez bardzo długi okres czasu odbierając mi całkowicie apetyt.
W chwili, gdy kompletnie już puściłam wodze fantazji i zaczęłam wymyślać niestworzone historie o tym, jak to paniom z dziekanatu popsuł się ekspres do kawy, parę osób męczyło się nad jego naprawieniem, po czym wszyscy obecni w budynku pielgrzymką wyruszyli ku punktowi obsługi klienta w jakimś markecie, z którego ów ekspres pochodził i dlatego nie opublikowano jeszcze listy... nagle wrócił mi apetyt.
Od razu zinterpretowałam ten znak właściwie, w związku z czym po spożyciu kanapki dopadłam komputera. Mój organizm się nie mylił - czekała już na mnie lista.
Kilka sekund później okazało się, że wbrew wszelkim obawom przyjęto mnie na studia, z resztą z całkiem przyzwoitą liczbą punktów dającą mi miejsce w pierwszej dziesiątce na moim kierunku :D

PS. Gif pochodzi z filmu "Kogel-mogel" ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Wszelkie linki i powiadomienia kierować należy do zakładki "Skrzynka Kontaktowa". Dziękuję :)